Tuż obok naszego noclegu położony jest plac z pomnikiem Mychajła Hruszewskiego. Dla Ukrainy to bardzo ważna postać - w zasadzie twórca historii Ukrainy jako kraju i prekursor ukraińskiego nacjonalizmu. Politycznie to jednak nieciekawe ścieżki zwiedzał.
Po odpoczynku udaliśmy się do centrum, żeby je poznać. Konkretne miejsca mieliśmy zwiedzać jutro, więc tylko pospacerowaliśmy trochę.
Zaczęliśmy od położonego tuż obok hotelu Atlas Deluxe. Sam hotel jak hotel, kawiarnia za to jest ciekawa, z historią. Nawiązuje ona do lokalu który istniał tam pod tą samą nazwą w czasach międzywojnia. Spotykali się tam najlepsi polscy profesorowie matematyki z Uniwersytetu Lwowskiego, tacy jak Stefan Banach czy Marek Kaca. W kawiarni jest nawet współczesna wersja słynnej Księgi Szkockiej: w której na wejściu matematycy wpisywali zadanie do rozwiązania, żeby nudno przy kawie nie było.
Wchodzimy na Prospekt Szewczenki:
Aha, jedna uwaga. Tylu sklepów z ajfonami nie widziałem nawet w centrum w Londynie.
Hotel George. Najsłynniejszy hotel Lwowa. Tu nocowali: Sienkiewicz, Reymont, Paderewski, Piłsudski. Franciszek Józef, Balzac, Sartre, Ravel, Strauss. A potem i Gagarin, i Chruszczow.
Plac Mickiewicza, z pomnikiem ku jego czci.
Przechodzimy na Prospekt Swobody. To równie długi plac jak ten Szewczenki, ale bardziej reprezentacyjny, kończący się bryłą Opery.
Pomnik Tarasa Szewczenki.
Najsłynniejszy do dziś istniejący polski napis we Lwowie, czyli Galicyjska Kasa Oszczędności.
Prospekt Swobody przed Operą zmienia się w deptak. Przed deptakiem są ławki, na których lwowiacy masowo w coś grają. W karty, w gry planszowe, w szachy. Świetny sposób na relaks:
Operę podziwiamy tylko z zewnątrz. Wejdziemy tam następnego dnia. Mimo sierpnia spektakle się odbywały, więc nie mogliśmy nie skorzystać z takiej okazji i kupiliśmy, jeszcze w Polsce, bilet na Jezioro Łabędzie.
Za Operą jest restauracja Zoriepad, w której, zachęceni informacja z internetu, postanowiliśmy zjeść obiado-kolację. Czekaliśmy co prawda dość długo na nią, ale pielmieni i kwas chlebowy przepyszne, a placki ziemniaczane ze śmietaną były niesamowite.
Tak jak pisałem wcześniej - za operą kończy się śródmieście turystyczne, więc wracają widoki nieremontowanych fasad. Teatr Dramatyczny:
Tak, to najważniejszy teatr we Lwowie i współczesnym, i przedwojennym. Największy teatr w przedwojennej Europie, mieszkali w nim i Kossak, i Grottger. Pechowy od początku. Hrabia Składkowski, który wybudował ten teatr około 1840, przekazał go miastu w użytkowanie, ale zgodnie z umową zwolnienie z czynszu miało obowiązywać 50 lat. W 1892 roku miasto więc stanęło przed decyzją czy płacić horrendalny czynsz za wielgachne metraże czy się wynieść. Wyniosło się i postanowiło wybudować nowy, znacznie mniejszy teatr. Wybudowało tuż obok. Zwie się dziś Operą Lwowską. Piękna opera błyszczała i błyszczy, a niechciany budynek Teatru Skarbkowskiego podrzucano sobie jak zgniłe jabłko. W końcu wylądował tu Teatr Dramatyczny, który najwyraźniej nie ma pieniędzy na remont.
Jako że jeszcze ciemności nie zapadły postanowiliśmy pójść jeszcze w kilka miejsc. Udaliśmy się więc ulicą Gródecką (Horodocką). Tak, tą samą, przy której wysiedliśmy jadąc z lotniska.
W perspektywie widać kopiec Unii Lubelskiej, na który mieliśmy wejść, ale ostatecznie nie weszliśmy.
Mijamy słynne więzienie Brygidki. Najpierw był to klasztor (od XVII wieku), a potem więzienie kryminalne, a po I wojnie polityczne. W 1941 po wybuchu wojny hitlerowsko-sowieckiej NKWD urządziło tam naprawdę straszną masakrę. Po masakrze doszło do powiązanego z nią pogromu Żydów. Notabene upamiętnienie tych wydarzeń znajduje się na jednej z tablic Grobu Nieznanego Żołnierza w Warszawie.
Niepozorna kamienica. A to właśnie tu, przy ulicy Bohdana Lepkoho 4, dawnej Brajerowskiej 4, urodził się Stanisław Lem. W "Wysokim zamku", wspomnieniach, napisał: "Mieszkaliśmy przy ulicy Brajerowskiej, pod czwartym numerem, na drugim piętrze."
Skończyliśmy na miejscu urodzenia Lema. Wracając do kamienicy, w której nocowaliśmy, zahaczyliśmy jeszcze o kilka miejsc. Po pierwsze chcieliśmy zwiedzić położony niedaleko Lepkoho Dom Naukowców, przy Lystopadovoho Chynu.
Widoki po drodze:
Niestety okazało się, że Dom Naukowców był już zamknięty. Jako że na drugi dzień udało się nam go zwiedzić, teraz pokażę tylko fasadę, a historię tego domu zamieszczę w dalszej części.
Pomnik Iwana Franki:
Który stoi naprzeciwko Uniwersytetu Lwowskiego im. Franki. Fasada akurat była remontowana.
Dziękuję za tę wspaniałą i rzeczową relację. W połowie listopada wybieram się po raz pierwszy do Lwowa, więc te wszystkie informacje są dla mnie bardzo cenne.
Brakuje mi rozliczenia - finanse co i jak kosztowało , bilety wstępu, noclegi, loty takie podsumowanie rozpisane, ale miło sie czytało.Lwów jest baaardzo ładnym miastem klimatycznym i polskim "korzenie".
Dziękuję za opinię.
;) O cenach biletów wstępu za każdym razem pisałem dokładnie.
;) Reszty nie uwzględniałem, bo ceny biletów lotniczych zmieniają się z dnia na dzień, ceny noclegów również, a w restauracjach można zapłacić bardzo różnie, w zależności co kto zamówi. Jedno jest pewne: na nasze warunki finansowe pobyt we Lwowie jest tani, ale nie aż tak tani jak to jeszcze jakiś czas temu bywało.
;)
@warsawreceiver
Dzięki za wycieczkę i przypomnienie już zwiedzonych miejsc ( jak na razie siedzimy już prawie 2 rok w domu, nie licząc Czech i okolic), byliśmy w Lwowie już chyba setki razy ( żart ale z 8 na pewno) i jeszcze zostało nam kilka tygodni codziennego zwiedzania po minimum 5h , kawał naszej historii , mamy tam też już stałego przewodnika Tadzia którego zresztą gdzieś na fly4free ktoś polecał.Dzięki raz jeszcze ,a kawa po ormiańsku pomimo że nie przepadam za takimi kawami faktycznie bardzo dobra chociaż pewnie jak i wszędzie trochę marketingu w tym też jest.
@warsawreceiver
Dzięki za wycieczkę i przypomnienie już zwiedzonych miejsc ( jak na razie siedzimy już prawie 2 rok w domu, nie licząc Czech i okolic), byliśmy w Lwowie już chyba setki razy ( żart ale z 8 na pewno) i jeszcze zostało nam kilka tygodni codziennego zwiedzania po minimum 5h , kawał naszej historii , mamy tam też już stałego przewodnika Tadzia którego zresztą gdzieś na fly4free ktoś polecał.Dzięki raz jeszcze ,a kawa po ormiańsku pomimo że nie przepadam za takimi kawami faktycznie bardzo dobra chociaż pewnie jak i wszędzie trochę marketingu w tym też jest.
Dziękuję za miłe słowa.
;) W Ormiance musi być jakaś doza marketingu, bo to bodaj najczęściej polecana kawiarnia we Lwowie. Mimo to kawa byla niesamowita.
;) A dobry przewodnik to skarb. Mówię to jako przewodnik.
:D
Tuż obok naszego noclegu położony jest plac z pomnikiem Mychajła Hruszewskiego. Dla Ukrainy to bardzo ważna postać - w zasadzie twórca historii Ukrainy jako kraju i prekursor ukraińskiego nacjonalizmu. Politycznie to jednak nieciekawe ścieżki zwiedzał.
Po odpoczynku udaliśmy się do centrum, żeby je poznać. Konkretne miejsca mieliśmy zwiedzać jutro, więc tylko pospacerowaliśmy trochę.
Zaczęliśmy od położonego tuż obok hotelu Atlas Deluxe. Sam hotel jak hotel, kawiarnia za to jest ciekawa, z historią. Nawiązuje ona do lokalu który istniał tam pod tą samą nazwą w czasach międzywojnia. Spotykali się tam najlepsi polscy profesorowie matematyki z Uniwersytetu Lwowskiego, tacy jak Stefan Banach czy Marek Kaca. W kawiarni jest nawet współczesna wersja słynnej Księgi Szkockiej: w której na wejściu matematycy wpisywali zadanie do rozwiązania, żeby nudno przy kawie nie było.
Wchodzimy na Prospekt Szewczenki:
Aha, jedna uwaga. Tylu sklepów z ajfonami nie widziałem nawet w centrum w Londynie.
Hotel George. Najsłynniejszy hotel Lwowa. Tu nocowali: Sienkiewicz, Reymont, Paderewski, Piłsudski. Franciszek Józef, Balzac, Sartre, Ravel, Strauss. A potem i Gagarin, i Chruszczow.
Plac Mickiewicza, z pomnikiem ku jego czci.
Przechodzimy na Prospekt Swobody. To równie długi plac jak ten Szewczenki, ale bardziej reprezentacyjny, kończący się bryłą Opery.
Pomnik Tarasa Szewczenki.
Najsłynniejszy do dziś istniejący polski napis we Lwowie, czyli Galicyjska Kasa Oszczędności.
Prospekt Swobody przed Operą zmienia się w deptak. Przed deptakiem są ławki, na których lwowiacy masowo w coś grają. W karty, w gry planszowe, w szachy. Świetny sposób na relaks:
Operę podziwiamy tylko z zewnątrz. Wejdziemy tam następnego dnia. Mimo sierpnia spektakle się odbywały, więc nie mogliśmy nie skorzystać z takiej okazji i kupiliśmy, jeszcze w Polsce, bilet na Jezioro Łabędzie.
Za Operą jest restauracja Zoriepad, w której, zachęceni informacja z internetu, postanowiliśmy zjeść obiado-kolację. Czekaliśmy co prawda dość długo na nią, ale pielmieni i kwas chlebowy przepyszne, a placki ziemniaczane ze śmietaną były niesamowite.
Tak jak pisałem wcześniej - za operą kończy się śródmieście turystyczne, więc wracają widoki nieremontowanych fasad. Teatr Dramatyczny:
Tak, to najważniejszy teatr we Lwowie i współczesnym, i przedwojennym. Największy teatr w przedwojennej Europie, mieszkali w nim i Kossak, i Grottger. Pechowy od początku. Hrabia Składkowski, który wybudował ten teatr około 1840, przekazał go miastu w użytkowanie, ale zgodnie z umową zwolnienie z czynszu miało obowiązywać 50 lat. W 1892 roku miasto więc stanęło przed decyzją czy płacić horrendalny czynsz za wielgachne metraże czy się wynieść. Wyniosło się i postanowiło wybudować nowy, znacznie mniejszy teatr. Wybudowało tuż obok. Zwie się dziś Operą Lwowską. Piękna opera błyszczała i błyszczy, a niechciany budynek Teatru Skarbkowskiego podrzucano sobie jak zgniłe jabłko. W końcu wylądował tu Teatr Dramatyczny, który najwyraźniej nie ma pieniędzy na remont.
Jako że jeszcze ciemności nie zapadły postanowiliśmy pójść jeszcze w kilka miejsc. Udaliśmy się więc ulicą Gródecką (Horodocką). Tak, tą samą, przy której wysiedliśmy jadąc z lotniska.
W perspektywie widać kopiec Unii Lubelskiej, na który mieliśmy wejść, ale ostatecznie nie weszliśmy.
Mijamy słynne więzienie Brygidki. Najpierw był to klasztor (od XVII wieku), a potem więzienie kryminalne, a po I wojnie polityczne. W 1941 po wybuchu wojny hitlerowsko-sowieckiej NKWD urządziło tam naprawdę straszną masakrę. Po masakrze doszło do powiązanego z nią pogromu Żydów. Notabene upamiętnienie tych wydarzeń znajduje się na jednej z tablic Grobu Nieznanego Żołnierza w Warszawie.
Niepozorna kamienica. A to właśnie tu, przy ulicy Bohdana Lepkoho 4, dawnej Brajerowskiej 4, urodził się Stanisław Lem. W "Wysokim zamku", wspomnieniach, napisał: "Mieszkaliśmy przy ulicy Brajerowskiej, pod czwartym numerem, na drugim piętrze."
Skończyliśmy na miejscu urodzenia Lema. Wracając do kamienicy, w której nocowaliśmy, zahaczyliśmy jeszcze o kilka miejsc. Po pierwsze chcieliśmy zwiedzić położony niedaleko Lepkoho Dom Naukowców, przy Lystopadovoho Chynu.
Widoki po drodze:
Niestety okazało się, że Dom Naukowców był już zamknięty. Jako że na drugi dzień udało się nam go zwiedzić, teraz pokażę tylko fasadę, a historię tego domu zamieszczę w dalszej części.
Pomnik Iwana Franki:
Który stoi naprzeciwko Uniwersytetu Lwowskiego im. Franki. Fasada akurat była remontowana.
Ulica Salomei Kruszelnickiej:
Ulica Mikołaja Kopernika: